2001 r. TYGODNIK NIEDZIELA. Edycja częstochowska 46/2001
Nasz misjonarz w Zambii
Nauczę was łowić
Ilona Kisiel
Powołanie misyjne ks. Jacka Frysia zrodziło się już w seminarium archidiecezji częstochowskiej. W momencie święceń kapłańskich był pewien, że chce pojechać na misje. Ostateczna decyzja przyszła po 8 latach kapłaństwa. Ks. Jacek wymarzył sobie Amerykę Południową, ale Ksiądz Arcybiskup zmienił nieco ten kierunek - na Afrykę. W 1994 r. Kuria wydała pozwolenie na wyjazd do Zambii. Rok czasu ks. Jacek spędził w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie, w 1995 r. wyjechał do Zambii. Pierwsze tygodnie spędził w Lusace, potem trafił do misji Mpanshya. Jego parafia obejmuje obszar 130 km2, liczy 12 stacji. Ostatnio przyjechał mu do pomocy ks. Marek Czarnecki, również z naszej archidiecezji.
Nędza o radosnym obliczu
Z wielu względów duszpasterska troska ks. Jacka wygląda inaczej niż w Polsce. Msze św. w poszczególnych stacjach odprawia raz w miesiącu. Jednak ludzie spotykają się na modlitwach prowadzonych przez przygotowanych liderów. Liderzy modlitwy - to podstawa tamtejszego duszpasterstwa. Parafia w Mpanshya istnieje już od 50 lat. Ks. Jacek miał więc przygotowany grunt. Pierwsze spotkanie z Zambią to dla ks. Jacka spotkanie z ogromną nędzą jej mieszkańców. Zadawał sobie pytanie: jak ja - przeciętny Europejczyk - dałbym sobie radę, żyjąc w takich warunkach? Odpowiedź nasuwała się w miarę poznawania kraju. Zambijczycy mają bardzo małe wymagania. Dlatego mimo że tak niewiele posiadają, jest im dobrze. Mają niewyobrażalną radość życia. Ks. Jacek życzyłby wszystkim Europejczykom takiej radości życia, jaką mają jego parafianie. Taka konfrontacja rodzi pewne dylematy. Kiedy człowiek zetknie się z takim bezmiarem biedy, chciałby coś zrobić, chciałby pokazać, że można żyć inaczej, lepiej. Ale jak tego dokonać, kiedy Zambijczycy żyją dniem dzisiejszym, a ich radość życia wypływa właśnie z braku troski o jutro. Pojawia się pytanie, czy można ich tej radości pozbawiać? A jeżeli chce się coś dla nich zrobić, to musi to być na tyle skuteczne, żeby ich nie zawieść. I to jest zadanie, które stoi przed ks. Jackiem. Plan, jaki ma, jest odważny i - jeśli się powiedzie - los przynajmniej niektórych zmieni się na pewno. Ks. Jacek bowiem organizuje szkołę, która ma nauczyć młodych ludzi zawodu, chce dać im coś bardzo cennego - możliwość zmiany życia. Obecny Ksiądz Arcybiskup Lusaki jest niezwykle zbudowany tym, że to właśnie w Polsce powstała myśl: szkoła dla każdego dziecka w Afryce.
Pierwsze zadania
W Zambii ks. Jacek zrozumiał, co znaczy Pawłowe bycie wszystkim dla wszystkich (por.1 Kor 9,22): "Od pierwszych dni zdawałem egzaminy, których nie mogłem oblać... Pierwsze zadanie - musiałem pojechać ciężarówką po jakieś materiały. Nigdy wcześniej nie prowadziłem ciężarówki, ale wszyscy stali wokół przekonani, że potrafię. Zrozumiałem, że muszę znać się na wszystkim. Kiedy zdobyłem zaufanie swoich parafian, zacząłem pomagać w rozwiązywaniu ich problemów - czasem bardzo błahych, ale przekazywanych z taką powagą, że nie było mowy o zlekceważeniu czegokolwiek". Nauczanie jest czasem bardzo trudne. Ks. Jacek jechał kiedyś na Mszę św. do jednej z misji, gdzie dojazd był bardzo ciężki - droga w górach, a właściwie to tak, jakby drogi nie było w ogóle. Przed wyjazdem dowiedział się, że ludzie w tej misji stracili swoje uprawy kukurydzy, gdyż przyszedł ulewny deszcz i wszystko zalał. W czasie jazdy zastanawiał się, jak im ma powiedzieć przygotowane wcześniej kazanie, skoro stracili środki potrzebne do przeżycia. Z niemałą obawą wjeżdżał do tej miejscowości, spodziewając się zastać ludzi smutnych, zrezygnowanych. Okazało się, że został powitany tańcem i radością - jak zawsze. Praca misjonarza jest trudna. Kiedyś ks. Jacek zachorował na malarię. Pod znakiem zapytania pozostał jego wyjazd na Mszę św. do jednej ze stacji oddalonej o 50 km. Pojechał. Msza św. z przyjęciem sakramentów trwała 4,5 godziny. Na koniec zmęczony powiedział, że bardzo źle się czuje. Usłyszał w odpowiedzi: "Rozumiemy cię, ale zrozum i nas, i pozwól nam się cieszyć Twoją obecnością. My szliśmy na spotkanie z tobą 15 km".
Jeden ciągnik na 130 km
Trudno jest mówić Zambijczykom o zmianie stylu życia, skoro same chęci nie wystarczą, potrzebne są konkrety. A te konkrety to jak na razie jeden ciągnik na 130 km, a praca w polu jest bardzo ciężka. Ziemia spieczona, nieprzychylna, do walki z nią pozostają więc tylko motyki... Choć i w takich sytuacjach ks. Jacek powtarza swoim parafianom taki przykład: "Najprościej jest, kiedy dam wam rybę, nasycę jednorazowo głód, przywożąc dary. Ale czy nie lepiej byłoby, gdybym nauczył was łowić ryby?". Na to raz jedna staruszka wstała i mówi: "Owszem, dobrze. Ale jednak mógłbyś dać nam tę rybę". Taka jest na razie mentalność tych ludzi, ale ks. Jacek nie ustaje w wysiłkach i powoli próbuje przełamać niechęć do zmiany nastawienia do życia.
Próba głosu
Jedna z pierwszych Mszy św., jakie ks. Jacek odprawiał w swojej parafii. Przychodzi czas na czytania. Cisza. Zaczyna się denerwować. Jak to, nikt nie podchodzi, boją się użyć swoich głosów, złośliwość, co się dzieje? W końcu po długiej ciszy wstał młody człowiek i z trudem zaczął czytać. Po Mszy św. skruszeni wierni zaczęli przepraszać Księdza. W ich wspólnocie, liczącej ok. 200 osób, tylko dwie potrafią czytać... Nawet gdyby chcieli się uczyć, nie jest to możliwe. Do najbliższej szkoły podstawowej jest 15 km, które trzeba pokonać niebezpieczną drogą przez góry, do szkoły średniej - 120 km. A szkoły są płatne. Po tym zdarzeniu ks. Jacek z zapałem zaczął organizować w każdej stacji szkółki, kursy pisania, żeby jego parafianie potrafili się choć podpisać. Okazało się jednak, że dokumenty, jakie "podpisują" w parafii odciśniętym palcem - to są pierwsze i ostatnie, jakie podpiszą w życiu. Prosili, niech zrobi coś dla dzieci, które chcą się uczyć. I tak Ksiądz pomaga finansowo - opłaca naukę kilkorga dzieci. W Zambii brakuje szkół zawodowych. A młodych ludzi, którzy chcą się nauczyć konkretnego zawodu, jest wielu. I tak zrodził się pomysł zorganizowania na misji w Mpanshya właśnie takiej szkoły. Już są budynki, jest trochę maszyn. Profil tej szkoły to: stolarstwo, spawanie, toczenie. Nie jest łatwo uruchomić szkołę, najbliższy słup z prądem jest odległy o jakieś... 120 km. Trzeba było postawić generator. A na szkołę czeka już ok. 100 osób. Nauka będzie odpłatna, oczywiście symbolicznie. Są już nauczyciele. Wiara ks. Jacka w powodzenie tego przedsięwzięcia jest ogromna. Już planuje, że jeśli ten pomysł się powiedzie, uruchomi szkołę średnią. Jednak bez nas - wspierających to dzieło modlitwą i pomocą - wszystkiego zrobić się nie da. Ks. Jacek jest kapłanem naszej archidiecezji. I właśnie nas prosi o pomoc. I tę duchową - modlitewną, której - jak mówi - nigdy za wiele, i tę materialną, bo bez pomocy trudno będzie kształcić zambijskie dzieci. Ks. Jacek Fryś podkreśla, że kontakt z Polską ma poprzez Niedzielę, którą regularnie otrzymuje. Przypomina mi podczas rozmowy, żeby pozdrowić wszystkich przyjaciół misji z naszej archidiecezji i podziękować za modlitwę i wszelkie dary, jakie otrzymuje i zapewnić, że razem z parafianami również modli się za Polaków, szczególnie podczas trudnych chwil, jak powódź, która nawiedziła nasz kraj w tym roku.
Można dokonywać wpłat na szkołę organizowaną przez ks. Jacka Frysia: PKO BP I O w Częstochowie, nr 10201651-744076-270-1 z dopiskiem: " Szkoła w Mpanshya".
Przedruk za: TYGODNIK NIEDZIELA. Edycja częstochowska 46/2001
|