Jemu chciało się chcieć WSPOMNIENIE O JULIANIE OCHNIKU W imieniu byłych uczniów Bożena Rabikowska
W wieku 83 lat 29 czerwca 1988 roku zmarł nasz niezapomniany nauczyciel Julian Ochnik, żołnierz WP - kapitan, uczestnik wojny obronnej 1939 r., organizator (pseud. „Kędzior”) I komendant AK w Siedlcach - obwód „Sowa”, wieziony w Siedlcach, na Pawiaku, Majdanku i w Buchenwaldzie. Za ogromne zasługi dla Polski odznaczony przez rząd londyński Krzyżem Walecznych, Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami, czterokrotnie Medalem Wojska Polskiego, Krzyżem Armii Krajowej oraz Krzyżem Kampanii Wrześniowej. Dla nas - Jego powojennych uczniów - wspaniały, obdarzony nieprzeciętnymi zdolnościami organizatorskimi nauczyciel i wychowawca, człowiek całym sercem oddany dzieciom, szkole i społeczności wiejskiej.
Urodził się w listopadzie 1905 roku w Patoku, pow. Łuków, w rodzinie chłopskiej. W czerwcu 1926 roku ukończył Państwowe Seminarium Nauczycielskie Męskie w Siedlcach, po czym powołany został do 9 pułku artylerii ciężkiej w Siedlcach, a następnie odkomenderowany do Szkoły Podchorążych Rezerwy Artylerii w Wilnie. Po ukończeniu tej szkoły i praktyce podchorążego we wrześniu 1927 roku przeniesiono Go do rezerwy. Od stycznia 1927 r. aż do mobilizacji w marcu 1939 r. był nauczycielem w Siedlcach i w powiecie siedleckim. Walkę o wolność Ojczyzny rozpoczął w okolicach Tucholi w 9. Dywizji Piechoty. Po bitwie pod Kutnem przedostał się do stolicy i tutaj -jako oficera do specjalnych zleceń - odkomenderowano Go do Dowództwa Obrony Warszawy. Po kapitulacji stolicy, po wysłuchaniu historycznego przemówienia gen. Kutrzeby, przedostał się przez linie niemieckie i 1 października przybył do Siedlec. Już dwa dni później przystąpił do organizowania komórek ruchu oporu na terenie tego miasta i powiatu siedleckiego. Pracę swoją oparł na kolegach - nauczycielach, wojskowych, zwłaszcza podoficerach oraz na byłych członkach Związku Rezerwistów. Gestapowcy dopadli Go 26 stycznia 1943 r., podczas piątej próby aresztowania, i osadzili w więzieniu siedleckim, a następnie wywieźli na Pawiak. W marcu 1943 roku przewieziono Go do obozu na Majdanku (nr 8402). Po kilku dniach dostaje się do transportu więźniów wywożonych z Majdanka do Niemiec. Wagony towarowe esesmani otwarli po czterech dobach strasznej podróży, 3 kwietnia 1943 r. w Weimarze, po czym przewieźli Go i pozostałych przy życiu więźniów do Buchenwaldu , nadając Mu numer 12444, 11 kwietnia 194S roku hitlerowcy zmusili więźniów do wyjścia z obozu. Wojska amerykańskie natknęły się na nich - wy głodzonych, koczujących w lesie w okolicach Schwerina - 3 maja 1945 roku. Julian Ochnik wrócił do kraju 8 grudnia 1946 roku, a już 1 kwietnia 1947 roku objął kierownictwo Szkoły Podstawowej w Szynkielowie, w powiecie wieluńskim. Pracował w tej szkole do 1968 roku, do czasu przejścia na emeryturę. W pamięci byłych i obecnych mieszkańców Szynkielowa oraz wielu okolicznych wiosek pozostał jako człowiek ogromnie pracowity, oddany dzieciom i sprawie ich wszechstronnego kształcenia, służący szkole i społeczności wiejskiej. 13 czerwca br., tuż przed 10. rocznicą śmierci Juliana Ochnika, z różnych stron kraju przyjechało do Szynkielowa wielu Jego dawnych uczniów i współpracowników. Ze sztandarem AK przybyła również delegacja Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. W tym dniu bowiem odbyła się podniosła uroczystość odsłonięcia tablicy pamiątkowej ufundowanej przez wychowanków - poświęconej Jego pamięci.
Nie był zwyczajnym nauczycielem. W protokole przekazania Mu szkoły w kwietniu 1947 roku zapisano m.in., iż otrzymuje plac szkolny nie ogrodzony i nie urządzony, budynek szkolny nie wykończony - częściowo zniszczony podczas wojny. Dalej następuje wyliczenie sal z brakującymi oknami bądź szybami w oknach oraz sal pozbawionych pieców i podłóg. Inwentarz szkolny stanowiło wtedy kilkadziesiąt ławek, 3 krzesła, 2 szafy, 1 krzyż, 4 godła bez ram, 1 wieszak, 1 kosz na śmieci i 52 kałamarze, a na bibliotekę szkolną składało się 7 książek.
To, co było w szkole już po kilku latach Jego pracy oraz pracy Jego uczniów i współpracowników, najlepiej świadczy o rzadko spotykanej pracowitości i talencie organizatorskim naszego nauczyciela. Dzieci idące na lekcje nosiły ze sobą nie tylko książki i zeszyty, ale również po kamieniu na budowę drogi prowadzącej do szkoły, natomiast nauczyciele taczkami dowozili torf w celu polepszenia bardzo niekorzystnych właściwości gleby przy szkole. Uczniowie sadzili z Nim wokół szkoły drzewa, krzewy i kwiaty, urządzali działkę szkolną, uzupełniali zadrzewienie okolicznych lasów, obsadzali drzewkami drogi przecinające wieś.
Wszystkim, którzy się z Nim spotykali, imponował niespotykaną wrażliwością na piękno świata roślin, na doskonałość przyrody. „Szkoła w kwiatach” – pisała naszej szkole prasa lat sześćdziesiątych nie mijała się z prawdą. Dzięki Niemu w każdej klasie i na korytarzach stały zawsze doniczki z wieloma gatunkami roślin ozdobnych, a w niewielkiej palmiarni rosły egzotyczne rośliny, nie znane wcześniej dzieciom. Na działce szkolnej, przypominającej miniaturowy ogród botaniczny, był zaś i nadal jest ogródek geograficzny i klasa letnia - piękna altana, w której często prowadzone są zajęcia. To On nauczył swoich uczniów dbałości o kwiaty, krzewy i drzewa, o otoczenie szkoły. Do dziś nie ma w tej szkole problemów z niszczeniem zieleni, chociaż mieści się w niej również przedszkole. Do niego uczęszczają przecież wnuki Jego wychowanków.
Ochnik cieszył się ogromnym zaufaniem naszych rodziców, mimo iż w środowisku, do którego przybył po wojnie, był człowiekiem nieznanym, obcym. Musiano Mu ufać, skoro powierzono Mu swoje dzieci i pozwolono wywieźć swoje córki daleko od rodzinnej wsi, na granicę z byłą Czechosłowacją - do Cieszyna. Dzięki Niemu liczna grupa dziewcząt mogła uczyć się w szkole średniej, uzyskać tzw. dużą lub małą maturę i pójść do pracy w szkolnictwie. Rodzicom tych dziewcząt z pewnością nie starczyłoby uporu i energii w szukaniu miejsc dalszej nauki córek. On jednak uparcie, po całym, kraju poszukiwał możliwości dalszego kształcenia tych, którzy ze względu na wojnę opuszczali szkołę podstawową bardzo licznymi grupami, a w pobliżu miejsca zamieszkania nie mieli żadnych szans na dalszą naukę.
Był ogromnie zaangażowany w kształcenie młodzieży, kształtowanie jej charakterów poprzez działalność w harcerstwie, w zespołach artystycznych i kółkach zainteresowań, w wychowanie poprzez pracę dla swojej klasy oraz szkoły. Wielu Jego dawnym uczniom często nasuwa się pytanie: Jak Jemu się chciało chcieć? Chcieć ciągle ćwiczyć z dziećmi figury gimnastyczne, tańce, śpiewy i recytacje. Chcieć jeździć po festiwalach, pilnować pięknych ludowych strojów, pilnować dzieci. To dzięki Niemu uczniowie mogli zwiedzić szereg polskich miast czy wyjechać na obozy harcerskie. Taki właśnie był - oddany dzieciom i szkole. Był nauczycielem z powołania, z prawdziwego zdarzenia - takim, co nie poucza, ale uczy. Uczył nas myśleć i widzieć zależności istniejące w przyrodzie - w środowisku otaczającym człowieka i wskazywał na powiązania między różnymi dziedzinami wiedzy zdobywanej przez ucznia, budował nam fundamenty pod dalsze kształcenie. Jego wiedzę i umiejętności jej przekazywania oraz wolę pomocy dzieciom szybko dostrzegli mieszkańcy sąsiednich wiosek. Do naszej szkoły, zwłaszcza do ostatnich klas, dojeżdżały liczne grupy młodzieży z okolicznych miejscowości. Czyniły tak dlatego, iż po ukończeniu naszej podstawówki młodzież nie miała większych problemów ze zdaniem egzaminów do szkoły średniej. W szkole pod Jego kierunkiem nie przekazywano dzieciom samej wiedzy. Młodym ludziom wpajano również szacunek dla rodziców i osób starszych, uczono nawet, w jaki sposób należy poprosić koleżankę do tańca. Te elementy kształtowania przez Niego młodzieży wspominała często większość Jego dawnych uczniów, zwłaszcza - tak jak On - nauczycieli. Myślę, że wielu wychowanków przejęło dużo ze stylu Jego pracy i postępowania z młodzieżą.
To On zorganizował i wyposażył Szkołę Przysposobienia Rolniczego - późniejszą Zasadniczą Szkołę Rolniczą. Wszystko po to, aby uczniowie przejmujący gospodarstwa od rodziców poznali bliżej zasady racjonalnej produkcji roślinnej oraz zwierzęcej i uzyskiwali większą produkcję, a tym samym większe dochody.
Uczniowie nie wiedzieli nic o Jego pracy przed wojną, o działalności w Armii Krajowej, o więzieniach i obozach. W Jego szkole nigdy nie uprawiano propagandy, nie prowadzono szkolenia ideologicznego - uświadamiania, natomiast przekazywano wartości ponadczasowe, wartości trwałe. Większość uczniów poznała Jego drogę życiową dopiero w kilka lat po śmierci, po opublikowaniu w 1995 roku przez Komisję Historyczną Obwodu Siedlce „Sowa” ŚZŻAK wspomnień nakreślonych przez Niego, udostępnionych Komisji przez Jego Żonę.
Odchodzi na emeryturę w okresie wpływów ludzi grzebiących w życiorysach, Grupa Jego wychowanków i ich rodziców mogła Go pożegnać tylko w prywatnym mieszkaniu, a nie w szkole, którą urządzał, w której pracował ponad 20 lat. Spóźnione, ale nadzwyczaj serdeczne „dziękujemy i pamiętamy” mógłby usłyszeć wielokrotnie, gdyby 13 czerwca br. był wśród nas. Dziękujemy za przekazywaną nam wiedzę, za wszystkie wyśpiewane piosenki, odtańczone polki, krakowiaki i kujawiaki, za to, iż uczyliśmy się w dobrej i pięknej szkole.
W imieniu byłych uczniów Bożena Rabikowska
|